jak widać, wywiązali się z tego znakomicie.

Tak modne po tym „odzyskaniu” wolności w 89 roku „wieszanie psów” na PRL-u zazwyczaj zaczyna się (i kończy) na wyśmiewaniu pustych półek w sklepach, mających być tym symbolem niewydolności PRL-owskiego modelu gospodarowania. 
Mało kto jednak wie, że obraz ten miał zupełnie inny wymiar, te tzw wtedy braki w zaopatrzeniu były spowodowane sabotażami gospodarczymi, mającymi na celu obalenie tego chyba jednego z najlepszych okresów w historii Polski. Oto niektóre z nich:

      Będąc w roku 1980 z wycieczką w Gryfinie k/Szczecina, przewodnik pokazał nam nową, ale doprowadzoną do upadku i opustoszałą już tuczarnię trzody chlewnej.
Jak opowiadał, niedługo po jej uruchomieniu na stado padła jakaś zaraza, a to co zostało, kierownictwo pozwoliło rozkraść załodze (pewnie żeby ją uwikłać we współudział w tym sabotażu i w ten sposób uciszyć). 

Gierek zaniepokojony brakami w zaopatrzeniu osobiście jeździł wtedy po całej Polsce z tzw wizytami gospodarskimi i także był w tym PGR Gryfino. Jednak termin wizyty „dziwnie przeciekł” do kierownictwa PGR-u, które postawione w stan gotowości zwoziło świnie wypożyczone od rolników indywidualnych oddalonych od Gryfina nawet o 100km. Zwołana załoga doprowadziła obiekt na wysoki połysk (to właśnie wtedy malowano krawężniki na biało, a przysłowiową trawę na zielono) i ubrana w świeże ubrania robocze i białe fartuchy witała Gierka z uśmiechem na twarzy.

W jakiś czas już po tym „odzyskaniu" wolności rozmawiałem z osobą, która opowiedziała mi o zastosowaniu dokładnie takiego samego scenariusza w województwie opolskim. Zaś zaprzyjaźniony góral opowiadał mi, jak to  wtedy „pożyczano” od gospodarzy świnie w celu takiego „ożywienia” pobliskiego PGR-u i jak przy oddawaniu mylono je pomiędzy rolnikami, co było powodem kłótni między nimi. Jak mówił, później znaczono świnie opisując je flamastrami.

Jak więc można przypuszczać, ten sposób sabotażu gospodarczego stosowano w całej Polsce.

      Innym sposobem na tworzenie pustych półek w sklepach było zakopywanie ciężkim sprzętem w lasach i wyrobiskach piaskowych towarów spożywczych które miały pójść do sklepów. Starsi pewnie pamiętają reportaże w ówczesnych Dziennikach Telewizyjnych z odkrycia takich „znalezisk” w lasach. Ja sam pamiętam przynajmniej trzy takie reportaże.
Z całą pewnością są jeszcze kierowcy wywrotek, ale i koparek i spychaczy, którzy brali udział w tych akcjach. Ja kilka lat temu spotkałem jednego z nich- kierowcę, który opowiadał mi jak kursował po okolicznych lasach wywrotką z mąką, cukrem, słodyczami, kawą, cytrusami, bananami itd., itp. Opowiadał, że zawsze wrzucał pod plandekę po całym worku np cukru, czy skrzynkę słodyczy, kawy czy owoców np pomarańczy. Mówił, że gdy wracał do domu to sąsiedzi już czekali i pytali co dzisiaj ma. Oczywiście on (i jego sąsiedzi) nie cierpiał z powodu pustych półek w sklepach, a on sam - jak mówił- pieniędzy miał „jak lodu”, bo towarem, ku uciesze wszystkich, handlował. Oczywiście cały proceder był głęboko zakonspirowany przez wszystkie strony, także operatorów koparek i spychaczy.

      Artykułów gospodarstwa domowego „pozbywano się” w inny sposób. Otóż, pociągi wiozące te towary z fabryki, miały postoje gdzieś na bocznicach, gdzie były rozkradane przez pewnie umówione szajki, od których można było potem te artykuły kupować. Jakoś dziwnie sklepy były puste, ale wszystko można było „załatwić”. Znam przypadki takiego „załatwienia” walizkowej maszyny do szycia „Łucznik” i odkurzacza „Zelmer”. 

      Innym sposobem na te artykuły było składowanie ich w powstających wtedy potężnych magazynach wysokiego składowania (np. w powstałych wtedy katowickich Obrokach). Tutaj procedura była taka, że „po znajomości” załatwiało się fakturę na np. telewizor w pustym wtedy sklepie ze sprzętem RTV i osobiście towar odbierało się w takim magazynie. Znam przypadek takiego „załatwienia” telewizora kolorowego Rubin na katowickich Obrokach, gdzie regały wysokie po sufit zastawione były tymi telewizorami, a sklepy były puste.

      Wszyscy starsi pamiętają że kostki masła miały drukowaną datę ważności taką drukarką igłową, które nie pisały tekstu na opakowaniu, tylko je przebijały. Pamiętam jak po tym „odzyskaniu” wolności sklepy jakoś dziwnie zaczęły się zapełniać już towarami i można było kupić masło z przebitą nową datą ważności, obok starej daty sprzed wielu lat, co wskazywało na fakt wieloletniego przechowywania tego masła, pewnie w potężnych chłodniach, by... sklepy były puste.

      Myślę, że z dzisiejszej perspektywy, to każdy żyjący wtedy Polak mógłby podać tutaj jeszcze wiele takich przykładów ówczesnych sabotaży, mających na celu obalenie Polski w celu jej przejęcia. 
Jakim więc wizjonerem był Władysław Gomułka, który za sabotaże gospodarcze karał karą śmierci... Gierek miał już miękkie serce, zniósł tą karę i za to musiał mieć twardą du... (a my wszyscy razem z nim).

      Obecnie, gdy prezydent Tramp ujawnił działania USAID obalające „reżimy” na całym świecie, można śmiało postawić tezę, że te sabotaże na polskiej PRL-owskiej gospodarce, łącznie z tym całym styropianowym etosem "Solidarności", także były finansowane z tego źródła.
Zważywszy na fakt „bohaterskiego” (z punktu widzenia popapranych polskich „patriotów”) wywiezienia do USA, przez wysokiej rangi dygnitarza wyników badań geologicznych, prowadzonych za Gierka w całej Polsce, Ameryka miała wtedy pełną wiedzę na temat polskich złóż naturalnych, więc wszystko wskazuje na to, że rzeczywistych sprawców tych wtedy sabotaży gospodarczych należy szukać wśród obecnych beneficjentów „obalynia te komuny”, czyli... Polski.
Tym bardziej, że gierkowskie przyspieszenie gospodarcze nie mogło ujść uwadze na Zachodzie. Polska na światowych rynkach inwestycyjnych (w sensie gospodarczym, nie lichwiarskim) „sprzątała” Zachodowi sprzed nosa przetargi na budowę kompletnych obiektów przemysłowych i innych inwestycji, czym także (obok handlu węglem) zarabiała na spłatę zadłużenia. Jak więc Zachód mógł tolerować tak dynamicznie rozwijającą się Polskę?

      Przy okazji omawiania sabotaży nękających Polskę w okresie PRL-u, koniecznie należałoby wspomnieć o sabotażach ideowych. Ten temat jest jednak tak szeroki, że należałoby poświęcić mu całe tomy takich notek. Warto wspomnieć jednak tutaj te całe tabuny ówczesnych bardów, kabareciarzyn i innych artystów, którzy tekstami typu „nie płacz Ewka, bo w tym kraju nie mogę ci niczego dać”, mieszali w głowach Polaków, podczas gdy sami wyjeżdżali na Zachód, gdzie byli chwaleni za walkę z "komuną", indoktrynowani i... wynagradzani.

      Sami Polacy, którzy tłumnie wyjeżdżali na Zachód z tego "syfu" (jak niejdnokrotnie mówili), sabotowali Polskę ideowo nie mniej niż wspomniani powyżej sabotażyści ideowi, odwiedzając Polskę wyposażeni w "Sierra i kamera" dokładali potężną dawkę do tej dekdencji, która wyparła ten panujący wtedy w Polsce wielki entuzjazm odbudowy swojego Kraju.

      No cóż, w taki sposób sami my Polacy  przegraliśmy Polskę, która w PRL-owskiej potędze gospodarczej pewnie już nie wróci. Nie szanowaliśmy tego daru Pana Boga, jaki otrzymaliśmy po tym zrywie modlitewnym w 1956r., w czasie Ślubów Jasnogórskich, gdzie w dwa miesiące po nich, do władzy doszli Polacy, wprawdzie socjaliści, ale o przekonaniach narodowych. To wszystko skończyło się wraz z tym "odzyskaniem" wolności w roku 1989, a w zasadzie 13 grudnia 1981 roku, za naszą Polaków sprawą.