Wszystkich Świętych, Dzień Zaduszny... jak co roku w polskiej Tradycji, piękny czas zadumy, refleksji. Polecam opowieść o wyjątkowym spowiedniku.

Spełniam obietnicę: z dedykacją dla Naftali      

 Święty, którego wizerunek widzimy w posągu z brązu przy konfesjonałach Medziugorskiego Sanktuarium, zdaje się, że jest tam, aby strzec spowiedników i aby dawać im natchnienie w ich posłudze miłosierdzia.

mandić1Ten kapucyn był żywym wcieleniem przypowieści o miłosiernym Ojcu oczekującym „marnotrawnego syna” .

Dlatego wezwanie do spowiedzi, w nim znajduje wyjątkowy wzór posługi, w której Bóg Ojciec pragnie dać poznać grzesznym dzieciom swoje Serce.

Urodził się w Hercegovi k/Kataru w Chorwacji, 12 maja 1866 r. Niskiej postury, zaledwie 1,35 m. wzrostu, słaby, kulejący z powodu artretyzmu zniekształcającego stopy, miał wadę wymowy, która uniemożliwiała mu głoszenie kazań i dlatego nieustannie przydzielano mu spowiedź. W jego celi-konfesjonale zakonu kapucynów w Padwie, gdzie wierni przybywają dzisiaj, by zobaczyć jego nienaruszone rozkładem ciało, spowiadał przez 30 lat od 10 do 15 godzin dziennie. Ale Padwa nie od razu zauważyła że gości małego – wielkiego Świętego.

O sobie samym ojciec Leopold mówił:

„Jestem naprawdę do niczego, jestem wręcz Śmieszny” . I za takiego uważali go zakonnicy i ludzie. Nawet dzieci wyśmiewały go na ulicy i wkładały mu kamienie do kaptura… Mówiono że:

„był niewykształconym spowiednikiem, nazbyt wyrozumiałym, który rozgrzeszał wszystkich wbrew zdrowemu rozsądkowi” . Potem stopniowo całe miasto zaczęło chodzić do tego konfesjonału, niektórzy wysłani przez ojca Pio, który zwykł był mawiać:

„Macie Świętego, to po co do mnie przychodzicie?!”

Na krótko przed Śmiercią w 1942 r., o. Leopold wypowiedział następujące proroctwo:

„Miasto będzie wielokrotnie bombardowane, ten klasztor zostanie poważnie zniszczony, ale ta cela nie. Tu Pan Bóg okazał duszom wiele miłosierdzia: musi pozostać jako pomnik Jego dobroci” . W rzeczy samej, bombardowania w 1944 r. zniszczyły klasztor, ale ta cela została nietknięta… Lecz cóż takiego działo się w tej celi? Jeśli ten, kto tam wchodził okazywał wahanie czy zmieszanie, o. Leopold szybko wstawał i wychodził mu naprzeciw otwierając szeroko ramiona:

„Proszę, niech pan usiądzie… Proszę się nie obawiać, proszę się nie krępować… Widzi pan, ja też, choć jestem zakonnikiem i kapłanem, jestem tak nędzny. Gdyby mnie Pan Bóg nie trzymał za cugle, byłbym gorszy od wielu innych…”.

Niemniej jednak o. Leopold nie skracał spowiedzi do kilku minut. Czasami zatrzymywał bardzo długo i nie był łagodny, kiedy ktoś próbował usprawiedliwić zło albo je bagatelizować. A odznaczał się nieskończoną słodyczą, gdy wyznawano wszystko z pokorą. Niech wystarczy nam taki oto epizod.

Pewnego dnia jakiś mężczyzna, który przyszedł do jego celi upierał się przy obronie swych licznych grzechów za pomocą subtelnych wywodów. Ojciec Leopold wszystkiego próbował, ale w końcu, wobec wyrafinowanego szyderstwa tego pana, podniósł się i krzyknął:

„Proszę odejść! Proszę odejść!

Pan staje po stronie przeklętych przez Boga!”

Mężczyzna omal nie zemdlał ze strachu i rzucił się na ziemię, płacząc; wówczas o. Leopold podniósł go, objął i powiedział: „Widzisz, teraz znów jesteś moim bratem” .

Czasem spowiadał pomimo gorączki i rezygnował z posiłków widząc czekających w kolejce penitentów. Nierzadko, po skończonej spowiedzi, długo się modlił w nocy. Wielu penitentom obiecywał:

„Ja za ciebie będę pokutował, ja za ciebie będę się modlił” . Kiedyś powiedział:

„Gdyby Ukrzyżowany zarzucał mi zbytnią pobłażliwość, odpowiedziałbym Mu: To zły przykład, Błogosławiony mój Panie. Ty mi go dałeś! Ja jeszcze nie doszedłem do szaleństwa, żeby umrzeć za dusze!”…

Apostoł jedności – za tym powołaniem kryje się jednak pewien sekret.

„Kiedy miałem 22 lata – mówi on sam – usłyszałem głos Boga, który wzywał mnie do modlitwy i rozważania, w intencji powrotu prawosławnych do jedności z katolikami”. Złożył Ślub. Było to jego „Święte szaleństwo” , jak mówili jego współbracia; rozmawiał o tym ze wszystkimi i miał nadzieję, że uda mu się zrealizować to wezwanie, konkretnie, wracając do Chorwacji. Wydawało się, że to się spełniło, kiedy miasto Rjeka zostało przyłączone do Włoch a jego posłano do tego klasztoru. Ale biskup Padwy zrobił wszystko i udało mu się uprosić Prowincjała, aby sprowadzić Ojca do swojego miasta, gdzie wszyscy domagali się jego powrotu. Wydawało się, że wszystko stracone. Ale tak nie było. Jeden ze współbraci, który dziwił się z powodu tej odmiany, zapytał go o przyczynę, a o. Leopold tak mu odpowiedział:

„Dawno temu miałem okazję spotkać pewną Świętą osobę, która po przyjęciu komunii Św. powiedziała mi: „Ojcze, Jezus kazał mi powiedzieć ci, że każda dusza, którą ojciec prowadzi tu przy spowiedzi jest jego Wschodem”. I od tej chwili tak właśnie postępował. Traktował każdego penitenta tak, jakby nawrócenie do jedności jego narodu zależało od nawrócenia grzesznika, którego miał przed sobą. I tak również we Mszy Świętej którą zawsze ofiarowywał, jeśli mógł, w tej intencji – odczuwał fizyczne cierpienie z powodu złamania jedności i, jednocząc się z Chrystusem, płakał czasami tak bardzo, że obrus na ołtarzu stawał się mokry.

Bóg dał mu łaskę czynienia cudów jeszcze zażycia; ale on uważał, że to nie jego zasługa.

„A czy to moja wina? –mawiał –jeśli przychodzą tu z tak wielką wiarą, i jeśli, dla ich wiary, Pan Bóg ich wysłuchuje?”

Potrafił czytać w duszach. Pewien pan, który od lat nie spowiadał się, został tam zaprowadzony siłą przez przyjaciół i myślał w duchu:

„Stanę w kolejce, a potem, jak już wszyscy sobie pójdą, ja też sobie pójdę zanim przyjdzie kolej na mnie” . Ale ni z tego ni z owego wyszedł z celi o. Leopold i idąc prosto do niego, powiedział:

„Proszę przejść do przodu, proszę pana. Czekałem na pana, tak, czekałem na pana…”

A potem, kiedy już byli w Środku:

„Pan nie chciał przyjść… ale proszę się nie martwić… ja sam panu powiem co pan zrobił… Zrobił pan to, prawda? A teraz żałuje pan, prawda? Zatem Bóg wszystko panu wybacza. Dziękuję, że pan przyszedł przynieść mi tak wiele radości, ale będę jeszcze na pana czekał, wie pan…  Proszę przyjść i zostaniemy dobrymi przyjaciółmi…”. Otóż to, miejmy nadzieję, że w osobie dobrego spowiednika będziemy mogli spotkać się z naszym Ojcem niebieskim…

O. Leopold wrócił do domu Ojca 30 lipca 1942 r., wypowiadając ostatnie słowa „Salve Regina – Witaj Królowo”, do Tej, którą zawsze nazywał „Błogosławioną Panią” …

W 41 roku po jego Śmierci – 16. 10. 1983 r. – Jan Paweł II ogłosił go Świętym Kościoła katolickiego